![]() |
||||||
WYWIAD Z ANNĄ POTACZEK:
-ABSOLWENTKĘ TAK PRESTIŻOWEGO WYDZIAŁU JAK PRAWO NA UNIWERSYTECIE JAGIELLOŃSKIM CZEKAŁA ZNAKOMITA KARIERA W SĄDOWNICTWIE LUB ADWOKATURZE. A PANI WYBRAŁA WYJĄTKOWO TRUDNY I CZĘSTO NIEWDZIĘCZNY FACH. -PRZEZ LATA MARZYŁAM,ŻEBY ZOSTAĆ POLICJANTKĄ. W CZASACH,GDY STUDIOWAŁAM NIE BYŁO TO ŁATWE. JEŚLI JUŻ PRZYJMOWANO KOBIETY,TO WYŁĄCZNIE NA ETATY BIUROWE. ZOSTAŁAM WIĘC NAJPIERW SEKRETARKĄ, ALE NIE ZAGRZAŁAM DŁUGO MIEJSCA ZA BIURKIEM. PO LICZNYCH PERYPETIACH,CHYBA JUŻ PO ROKU MOGŁAM ZAJĄĆ SIĘ ŚLEDZTWAMI. -A PANI SYNOWIE MYŚLĄ JUŻ O PRACY ? -NAJSTARSZY WYBRAŁ HISTORIĘ,MŁODSZE DZIECI SĄ JESZCZE ZA MAŁE NA PLANOWANIE ZAWODU. NIE WIEM WIĘC,CZY BĘDĘ MIAŁA KOMU PRZEKAZAĆ SWOJE DOŚWIADCZENIA, ALE SAMA NIGDY NIE ŻAŁOWAŁAM WYBORU. -RODZINA OGLĄDA PANIĄ W TELE WIZJI ? -OGLĄDAJĄ MOI RODZICE, RODZEŃSTWO I ZNAJOMI. A SYNOWIE TYLKO RZADKO I ZAWSZE SIĘ DO CZEGOŚ PRZYCZEPIĄ. ALBO JESTEM ZA BRZYDKA, ALBO ZA STARA. A NAJBARDZIEJ BYLI BY SZCZĘŚLIWI, GDYBYM W OGÓLE NIE PRACOWAŁA, TYLKO SIEDZIAŁA Z NIMI W DOMU. -ZANUDZIŁABY SIĘ PANI NA ŚMIERĆ ! -CHYBA NIE. ZAJĘĆ JEST AŻ ZA DUŻO. GOTUJĘ I PIEKĘ, BO WSZYSTKO MUSI BYĆ DOMOWEJ ROBOTY. MAM TRZY PSY: WIELKIEGO WILCZURA REKSA I DWA MNIEJSZE. DO TEGO DOKARMIAM PSIE PRZYBŁĘDY Z OKOLICY. ROZMAWIAŁA TESSA WYWIAD Z MACIEJEM DĘBOSZEM: -CO POCZUŁEŚ, GDY PIERWSZY RAZ STANĄŁEŚ PRZED KAMERĄ JAKO JEDEN Z GŁÓWNYCH BOHATERÓW POPULARNEJ SERII TELEWIZYJNEJ ? -POTWORNY UCISK W ŻOŁĄDKU. PO KOLEJNYCH SCENACH WSZYSTKO JEDNAK MINĘŁO I TERAZ JUŻ CZUJĘ SIĘ PRZED KAMERĄ DOSYĆ SWOBODNIE. -CZY PODCZAS SERIALOWYCH ZATRZYMAŃ PRZESTĘPCÓW NIE MUSISZ SOBIE POWTARZAĆ ''TO JEST FIKCJA,,? -JA TO ROBIĘ JAK W REALU. NO, MOŻE NA 90 PROCENT. PRODUCENCI CHCĄ, ŻEBY WSZYSTKO BYŁO ZROBIONE FACHOWO. PRZESZUKANIE,KAJDANKOWANIA. MIĘŚNI SIĘ NIE DA PRZESTAWIĆ, A ONE DOSKONALE PAMIĘTAJĄ KAŻDĄ PRAWDZIWĄ AKCJĘ. NIE MARKUJĘ. CZASEM TYLKO KAMERZYŚCI NIE MOGĄ NADĄŻYĆ ZA MNĄ NA PLANIE, GDY BIEGNĘ ZA ''PRZESTĘPCĄ,, -JAK TRAFIŁEŚ DO ANTYTERRORYSTÓW ? -MAJĄC 19 LAT POSTANOWIŁEM ZDAWAĆ DO POLICYJNEJ SZKOŁY OFICERSKIEJ W SZCZYTNIE. NIE DOSTAŁEM SIĘ. POSZEDŁEM DO POLICJI. DWA LATA SPĘDZIŁEM W PREWENCJI. POTEM DOWIEDZIAŁEM SIĘ O PODODDZIALE AT. ZDAŁEM SPRAWDZIANY I ZACZĄŁEM JAKO SZEREGOWY W PLUTONIE SZTURMOWYM. TERAZ JESTEM MŁODSZYM ASPIRANTEM. -A W SERIALU ? -KOMISARZEM (śmiech). TO BARDZO SZYBKI AWANS. -CZY WCZEŚNIEJ OGLĄDAŁEŚ SERIAL ? -SPORADYCZNIE,RAZEM Z SYNEM, KTÓRY JEST JEGO FANEM. -JAK RODZINA PODCHODZI DO TWOJEJ NOWEJ PRACY ? -REAGUJĄ ZNAKOMICIE, CHOCIAŻ ŻONA NADAL W TO WSZYSTKO NIE WIERZY. ROZMAWIAŁA TESSA MYŚLĘ,ŻE PODOBAŁY SIĘ WAM KRÓTKIE WYWIADY ![]() Wywiad z Joanną Czechowską -Jest pani zawodową policjantką. W jakiej randze? - Jestem nadkomisarzem, w Komendzie Miejskiej Policji w Krakowie. - Od dawna pani pracuje w policji? -Od 1991 r. -Może pani opowiedzieć o najbardziej niebezpiecznej sytuacji związanej ze swoim zawodem? -Nie mogę. Pracuję w wydziale kryminalnym i większość spraw, nawet tych zakończonych, to sprawy tajne. -Niech więc pani powie, jak to się stało, że gra pani w filmie? - Nie ukrywam, że moją motywacją była przede wszystkim motywacja finansowa. - A jak to się stało? -Był casting, zapisałam się, zostałam wybrana, zaproszono mnie na spotkanie w TVN. Wzięłam roczny, bezpłatny urlop. I to na razie wszystko. Zobaczymy jak to się dalej potoczy. -Ambicji artystycznych pani nie miała? -Nigdy. -A w szkole, podczas studiów... Nie bawiła się pani w zespoły amatorskie? -Ukończyłam Wyższą Szkołę Policyjną w Szczytnie a potem politologię, ale w studenckich zespołach nie występowałam. Owszem, zdarzyło się to wcześniej. W wieku jedenastu lat w przedstawieniu przykościelnym grałam cieślę, który robi krzyż dla Jezusa. -Jak się pani czuje na planie filmowym? - To dla mnie zupełna nowość. Staram się do tego przystosować. Staram się traktować to jako normalną pracę. -Myślę, że bezpieczniejszą niż w policji. Ale czy trudniejszą? - Na pewno też jest męcząca, też stresująca i zupełnie inna. Po kilkunastu godzinach pracy na planie jestem zmęczona i fizycznie, i psychicznie. To dla mnie zupełna nowość, dotychczas widziałam jak to wygląda wyłącznie na ekranie. Po dniu pracy muszę długo dochodzić do siebie. Na planie są także aktorzy zawodowi. - Podpatruje ich pani, stara się od nich czegoś nauczyć? -Aktorów zawodowych pracuje niewielu, większość to statyści, naturszczycy. Realizatorom chodzi o to, by serial był jak najbardziej autentyczny. A od zawodowców... Oczywiście patrzę jak pracują, choć pracę z nimi traktuję głównie jako zabawę, przygodę. -Podczas pracy na planie rzeczywiście używacie takiego języka jak w policji? -No wie pan... Emisja będzie o godzinie 17.00. - Rozumiem, oglądać serial będą także dzieci. Ale czy ingerujecie czasem w scenariusz, by dialogi stały się bardziej autentyczne? -Czasami tak, przetwarzamy to na nasz język. - Gdyby serial miał być kręcony dłużej niż rok... Przedłużyłaby pani urlop bezpłatny w komendzie? -Trudno mi się teraz deklarować, bo dopiero zaczęliśmy pracę. Nie jestem w stanie przewidzieć co będzie za rok. -Jak rodzina reaguje na zmianę w pani życiu? -Jestem stanu wolnego. Mam tylko wyrzuty sumienia ze względu na kota, który na całe dni zostaje sam. Wywiad z Sebastianem Wątrobą Mediatop.pl: Pan nie w mundurze? SEBASTIAN WĄTROBA: - Jestem nadal policjantem, ale z powodu serialu, urlopowanym. O mundurze nie może być mowy. A szkoda, bo pasuje do moich niebieskich oczu (śmiech). Co policjant z krwi i kości robi w serialu? - Wszystko zaczęło się 1 lipca 2004 roku, gdy dyrekcja TVN w porozumieniu z Komendą Główną Policji w Warszawie wpadła na pomysł realizacji programu „W-11”. Pojechaliśmy na casting z kolegą bardziej dla przygody niż z zamiarem zaistnienia na szklanym ekranie. Oczywiście sprawy finansowe miały duże znaczenie, ale w tamtym momencie kierowałem się głównie chęcią sprawdzenia swoich możliwości w czymś nowym. Chciałem przy tym zobaczyć telewizję od kuchni. I jak ona wygląda? - Pobudka o 6 rano, godzinę później zaczynamy zdjęcia, które trwają nawet do późnego wieczora, oczywiście z przerwą na obiad. A gdy jest już po wszystkim, człowiek marzy tylko o tym, żeby wziąć prysznic i położyć się spać. Nigdy nie przypuszczałem, że praca przed kamerą w serialach wygląda tak, że od rana do nocy spędza się czas na planie. Nieraz gardło siada, człowiek ma gorączkę, źle się czuje, a musi dobrze wyglądać Praca policjanta była mniej wymagająca? - Absolutnie nie. Do serialu trafiłem w okresie, kiedy miałem za sobą 10 lat służby, z czego ponad 8 w wydziale kryminalnym, w tym najgorszym „bagienku”. Pracy było pod dostatkiem. To znaczy, że ekranowe wyczyny Sebastiana Wątroby niewiele różnią się od tych, które miały miejsce w rzeczywistości? - Dokładnie. Zajmowałem się ciężkimi przestępstwami przeciwko zdrowiu i życiu. Rozboje, kradzieże, pościgi samochodowe, bieganie za przestępcami, skakanie z balkonów i przez okna - to sytuacje, które w pracy były codziennością. Dlatego prawie wszystkie odgrywane przeze mnie role nie są mi obce. Co więcej, odgrywając jakąś scenę, odwołuję się do tego, jak w danym momencie zareagowałbym lub jak kiedyś zareagowałem, mając do czynienia z podobną historią. Po powrocie do zawodu, wiele prawdziwych akcji będzie kojarzyło się ich naocznym świadkom z serialem... - Nie ma już takiej możliwości, ponieważ, jak to się mówi w naszym żargonie, sprzedaliśmy twarze. W wydziale kryminalnym na pewno nie, a przynajmniej nie na linii, nie na ulicy. Jak zareagowała rodzina na wiadomość, że będzie Pan występował w serialu telewizyjnym? - Wszyscy podchodzili do tego z niedowierzaniem. Gdy już okazało się, że jestem w programie, to byli zaskoczeni. W to że mi się uda, najbardziej wierzył mój syn Krzysztof (13lat). Od tamtej chwili minęło dużo czasu, rodzina zdązyła się przyzwyczaić. Z synem wiele o tym rozmawiałem. Tłumaczyłem, że to tylko przygoda. Stał się z dnia na dzień synem aktora. Woli być jak tata policjant, czy jak tata aktor? - Jeszcze dokładnie nie wie. Na razie jest w ostatniej klasie szkoły podstawowej i przed nim gimnazjum. Zastanawia się nad klasą informatyczną albo dziennikarsko-teatralną, ale wciąż waha się, co wybrać. Ma jeszcze czas na to, żeby znaleźć swoją ścieżkę życiową. Osobiście nie chciałbym, żeby został policjantem, wolałbym, żeby robił w życiu coś innego. Ale nie będę go od tego pomysłu odwodził i jeżeli tak zdecyduje, to uszanuję jego wybór. Ogląda Pan „W-11”? - Bardzo rzadko. Nie mam na to czasu, a jeżeli już go znajdę, to odpoczywam przy innym repertuarze, np. sporcie. Czasem tylko chcę zobaczyć, jak to wyszło po montażu, po obróbce. Zwłaszcza odcinki, na których bardzo mi zależało, bo na planie było naprawdę fajne, albo czułem, że w tym odcinku wypadłem koszmarnie z powodu choroby lub ludzkiej niedyspozycyjności. Ale nie lubię oglądać siebie samego, wolę patrzeć na innych. A inni na Pana. Od popularności Pan już nie ucieknie... - Jestem rozpoznawany na ulicy. W supermarkecie nie mogę zrobić spokojnie zakupów, ponieważ zawsze znajdzie się grupka ludzi, która mnie rozpozna i dopadnie między regałami prosząc o autograf. Ale nie jest to uciążliwe, można do tego przywyknąć. Myślę, że poznałem raczej tę miłą stronę bycia popularnym. Oczywiście, jak każdy, chciałbym mieć odrobinę prywatności. Zdarzają się takie sytuacje, że ktoś obcy opowiada mi pół swojego życia lub na obiedzie odrywa mnie od talerza, żeby zrobić sobie ze mną zdjęcie. Udaje mi się wyjść z takich sytuacji, obracając je w żart. Ostatnio byłem świadkiem zabawnej sytuacji, jak na osiedlu bawiła się grupka dzieci i niektóre krzyczały: „W-11! Stój! Sebastian Wątroba, policja!”. Przypomniały mi się czasy mojego dzieciństwa, gdy będąc w ich wieku biegałem z kolegami wokół piaskownicy, bawiąc się w „Czterech pancernych”. Dotarło do mnie, że dzisiaj dzieci bawią się w „W-11”, czyli bawią się dokładnie tak jak my - w serial. Tylko postaci uległy zmianie, ale scenariusz całej zabawy pozostał ten sam. Koledzy z pracy też naśladują Wątrobę? - W policji pracowałem w bardzo fajnym, młodym zespole, więc dla żartu cytowali moje kwestie z serialu. Było wesoło, zwłaszcza po emisji pierwszych odcinków Z czasem przyzwyczaili się do tego, co robię. Na początku było: „O, stary - co wy tam pokazujecie, przecież wiesz, że to tak nie wygląda, że oględziny trwają czasem nawet kilkanaście godzin”, więc musiałem im tłumaczyć, że nie jesteśmy w stanie pokazać wszystkiego w jednym 25-minutowym odcinku. W ciągu tych 25 minut nie brakuje widowiskowych scen, wyręczają w nich Pana kaskaderzy? - Większość scen, nazwijmy je „kaskaderskimi”, realizowanych jest przez nas samych. Oczywiście, jeżeli są to policyjne pościgi samochodowe za bandytami, to wykonują je kaskaderzy. Zastępują nas zwłaszcza w sytuacjach, gdy istnieje bardzo duże ryzyko, że coś może nam się stać. Jednak na 440 odcinków serialu, które nagraliśmy, kaskader zastępował mnie ok. dziesięciu razy. Przynajmniej o jeden raz za mało... - Tak, w jednej z niezbyt groźnych scen przypadkiem uszkodziłem sobie nogę - roztrzaskałem kostkę łącznie z torebką stawową i dostałem przymusowy sześciotygodniowy urlop. Zacząłem się nudzić, byłem kompletnie ograniczony, chodziłem o kulach, nie było mowy o normalnym przemieszczaniu się. Gdy człowiek ma nagle tyle wolnego czasu, to nie wie, co ze sobą zrobić, tym bardziej, że jest zniewolony przez gips i kule. To był koszmar. Widzowie często w serialowych bohaterach szukają wsparcia, wierzą, że tylko oni mogą im pomóc... - I tak jest w naszym przypadku. Dzwonią bardzo często różni ludzie i proszą o rozwiązanie jakiejś sprawy. Tylko, że my z powodu urlopu nie możemy im pomóc. Nie wolno nam się udzielać. Najczęściej informujemy tych widzów, gdzie i do kogo mogą się zgłosić. Zdarza się, że przychodzą nawet na ul. Pomorską (komisariat W-11 – przyp. red.) i zgłaszają przestępstwa. Jakie ma Pan plany na przyszłość, zamierza Pan kontynuować pracę przed kamerą? - Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Chętnie wrócę do policji, jestem gotowy pracować tam do emerytury. Nie ukrywam jednak, że jeżeli pojawi się jakaś ciekawa propozycja, to na pewno ją rozważę. Nie mówię, że jest to moja ostatnia przygoda z kamerą. Nie boję się nowości i jestem ciekawy tego, co jeszcze może się wydarzyć. Chce Pan powiedzieć, że nie było żadnych propozycji? - Nie chciałbym na razie nic zdradzać. Teraz robię to, co robię, a jeżeli to się skończy - wtedy będę się zastanawiał i podejmę decyzję o takiej czy innej współpracy... Rozmawiała Anna Ropa Następnym razem kolejne 2 wywiady ..![]() |
|
|||||
![]() |